» Blog » 12 etapów "podróży bohatera"
27-04-2008 18:34

12 etapów "podróży bohatera"

W działach: RPG, scenariusz, pomysły | Odsłony: 21233

12 etapów
Hmmm

Tym razem będzie krótko, zwięźle i na temat. Na temat scenariuszy a konkretnie chciałbym przedstawić wam strukturę "podróży bohatera". Jest to formuła stworzona przez Josepha Campbella, wywodząca się z zauważenia podobieństw w mitach całego świata. Otóż Campbell badając mity różnych kultur zauważył, że niemal wszystkie bazują na bardzo podobnej strukturze. Spostrzeżenia antropologa dostrzegło Hollywood uznając w pewnych kręgach to odkrycie za biblię konstrukcji scenariuszy. Idealny wzorzec do którego można spokojnie dopasować niemal każdą opowieść. Oczywiście jest w tym zbyt wiele entuzjazmu gdyż masy historii nie da się opowiedzieć w formule "podróży bohatera", niemniej jednak chętnie ją wam przybliżę, bo i mi wydaje się całkiem ciekawym i użytecznym narzędziem. Zaznaczę tylko, że nie jest specjalnie odkrywcza, ale przyjemnie systematyzuje intuicyjnie znane zasady.

Formuła "podróży bohatera"

1. Zwyczajny świat
Przygoda zaczyna się od wprowadzenia naszych bohaterów w pewne realia. Nasi bohaterowie żyją sobie spokojnie, pałętają się po świecie niczym nie nękani, szukają dla siebie jakiegoś zajęcia. Wszystko jest zwyczajne, normalne istna sielanka.

2. Zew przygody
Nagle pojawia się problem lub wyzwanie, które zakłóca porządek przedstawionego świata. Nasi bohaterowie zostają wplątani w jakąś podłą intrygę, która z dnia na dzień komplikuje im życie, bądź dostają dawno oczekiwane zlecenie. Spokojny do tej pory świat zostaje zmącony jakimś wydarzeniem, w stosunku do którego bohaterowie nie mogą być obojętni.

3. Opór bohatera
Bohaterowie stoją przed bardzo ważnym wyborem. Muszą zdecydować, czy przeciwdziałać wydarzeniom, rzucić się w nurt przygody, czy jednak zrezygnować. Zwykle jednak gracze czują presje na przygodę, dlatego po krótkiej chwili dyskusji i negocjacji co do ceny, zysków, korzyści itp. podejmują wyzwanie. Ważne jednak by zyski były na tyle duże, by przełamać opór i umiłowanie graczy do bezpieczeństwa.

4. Mądry starzec
W przygodzie pojawia się mentor, który na początku jest w jakimś stopniu uosobieniem celu naszych bohaterów. Mentorem może być zleceniodawca, który doradza bohaterom jakie działania powinni przedsięwziąć by przywrócić światu równowagę, może nim być organizacja która pragnie tego samego czego gracze i wspiera ich radą lub działaniem. Mentorem może być postać w potrzebie, której cierpienie lub śmierć staje się impulsem do działania.

5. Nowy świat
Bohaterowie wyruszają na poszukiwanie przygody porzucając zwyczajny świat i wchodząc w świat przygody. Często oznacza to wejście w dworskie intrygi, wyruszenie na szlak, przyłączenie się do tajnej organizacji. Ważne jednak, że przygoda niesie ze sobą konieczność zmiany otoczenia. Bohaterowie już nie żyją w danym spokojnym świecie lecz w czymś nowym, nieznanym, niezbadanym, tajemniczym, czymś co trzeba poznać by móc z tym walczyć.

6. Próba, sprzymierzeńcy i wrogowie
Wchodząc w nowy świat zagrożeń bohaterowie stawiają czoła sprzymierzeńcom wroga, własnym słabościom i zaczynają działać. To ich chwila próby. Węszą, szukają, badają intrygę i walczą z przeciwnościami. W tym momencie zaczynają się wybory sposobu działania, rozpoznanie konsekwencji swoich czynów itp. itd.

7. Jaskinia mroku
Bohaterowie przedzierając się przez wyzwania stawiane przez nowy, wrogi świat docierają do antagonisty - swojego głównego wroga. Napięcie przygody rośnie, płotki i wyzwania zostały pokonane, pozostaje ostateczny przeciwnik.

8. Cierpienie
Wielka klęska, która ma dać siłę bohaterom do dalszej walki. Pierwsze spotkanie z wrogiem kończy się porażką. Wróg jest silny, stanowi olbrzymie wyzwanie i wgniata w ziemie bohaterów wzbudzając ich złość, gniew i pragnienie zemsty. Byli tak blisko, ale brakowało im sposobu.

9. Poszukiwanie siły
Bohaterowie podczas walki z wrogiem poznali jego najsilniejsze cechy, ale odkryli też słabości. Po przegranej potyczce rozpoczynają poszukiwania broni, która będzie w stanie pokonać antagonistę. Teraz, gdy już z nim walczyli wiedzą, że ma słabe punkty. Odnajdują siłę i wiedzę dzięki której kolejnym razem nie dadzą się zaskoczyć.

10. Droga z powrotem
Po odnalezieniu broni i zdobyciu wiedzy jak pokonać wroga bohaterowie wracają na pole bitwy. W tym czasie antagonista prawdopodobnie dokonał masy zła i zniszczenia, uderzając w najwrażliwsze punkty naszych bohaterów. Sprzymierzeńcy wroga nie dają spokoju bohaterom, ciągle trzeba stawiać im czoła.

11. Odrodzenie
Punkt kulminacyjny scenariusza. Bohaterowie znowu stają naprzeciw swojego rywala. Tym razem są o wiele silniejsi fizycznie i duchowo oraz uzbrojeni w moc zdolną przynieść im zwycięstwo. Rozpoczyna się finałowa bitwa, zakończona druzgoczącą klęską antagonisty.

12. Powrót z nagrodą
Bohaterowie wracają do spokojnego świata. Pokonali trudności i odegnali zagrożenie. Dostają za to nagrodę, wdzięczność mieszkańców, miłość ukochanej czy sowitą zapłatę. Życie wraca do normy, a przygoda pozostaje przyjemnym wspomnieniem zwycięstwa.

Niby nic odkrywczego, ale jak się nad tym głębiej zastanowić to powyższa formuła jest bardzo uniwersalna. Można w to spokojnie wpakować scenariusze akcji jak i intrygi czy śledztwa. Jednak nie sama konstrukcja jest tu przydatna, bo pewnie większość z nas instynktownie wie że taki obraz przygody jest atrakcyjny, to co jest użyteczne w stosowaniu formuły "podróży bohatera" podczas wymyślania przygód RPG, to możliwość zobaczenia co powinno pojawić się niebawem. Szybki luk na 12 etapów i wiemy, że po porażce bohaterów powinna pojawić się sekwencja poszukiwania siły, która pozwoli na przyszłą wygraną. Jeden luk i wiemy, że monotonny i leniwy początek przygody "Siedzicie w karczmie" trzeba zakłócić "zewem przygody". Jeden luk i wiemy, że zanim gracze będą walczyć z głównym złym, muszą przedrzeć się przez cały "świat antagonisty" w którym to wróg jest górą i przez który trzeba wyrąbać sobie drogę siłą. Jeden luk i wiemy, że przed wejściem w świat zagrożenia warto wprowadzić graczom Mędrca, który pomoże im odnaleźć się w zadaniu lub zmotywuje do jego wypełnienia. Itp. Itd.

Oczywiście schemat jest pomocny raczej dla początkujących MG zastanawiających się jak zaplanować swoje przygody, ale i dla starszych może być miłym przypomnieniem, co kiedy powinno nastąpić. Zwłaszcza gdy planujemy swoją przygodę chaotycznie, bardziej skupiając się na settingu, mniej na konkretnym przebiegu historii. Wtedy gdy przygoda ciągnie się głównie na improwizacji w zaplanowanych wcześniej realiach, warto rzucić okiem na 12 etapów i dzięki nim kierować przygodą.


PS. Formuła wyczytana w "Jak napisać scenariusz filmowy" R. Russina i W.M. Downsa.
0
Nikt jeszcze nie poleca tej notki.
Poleć innym tę notkę

Komentarze


Repek
    @Siman
Ocena:
0
większość
No właśnie. Większość być może, ale to nadal za mało jak dla mnie. :) To Campbell jest szerszy, a nie 'wpisuje się w nią'. :) Raczej na odwrót.

Pozdrówka
28-04-2008 02:44
Mayhnavea
   
Ocena:
0
przeraża mnie, że nazywasz popłuczynami coś, o czym nie masz pojęcia. :)

Z tego, co piszesz (jesteś w trakcie lektury), to tez nie masz. A ja się odnoszę nie do książki, której nie miałem w ręce, ale do tego, co z niej przywołujesz, a czego następnie bronisz. Najpierw udowadniałeś, że mało mądra definicja jest całkiem-całkiem, a na pytanie, po co się zajmować tak dziurawym serem, uznałeś ze to z powodu repka. A-ha.

A osoby, które wymieniłeś, dostały Oscary za grę aktorską a nie pisanie scenariuszy czy formułowanie dobrych tez o fabule.

Dobra, EOt, bo chyba nic z tej rozmowy już nie wykopiemy. Chyba że kolejną spośród chyba setki mglistych koncepcji KcKnee.
28-04-2008 02:53
Siman
   
Ocena:
0
"No właśnie. Większość być może, ale to nadal za mało jak dla mnie. :) To Campbell jest szerszy, a nie 'wpisuje się w nią'. :) Raczej na odwrót."
U Campbella istnienie punktu kulminacyjnego jest warunkiem sine qua non, dokładnie tak samo jak w definicji McKee. Tyle że Campbell podaje konkretne warunki owego punktu, McKee nie. Jak więc Campbell może być szerszy?

"Najpierw udowadniałeś, że mało mądra definicja jest całkiem-całkiem, a na pytanie, po co się zajmować tak dziurawym serem, uznałeś ze to z powodu repka. A-ha."
Paskudna retoryka. Po ironii wnoszę, że masz chyba ochotę na flejma. Ale nawet we flejmie trzeba zająć jakieś stanowisko. Ty najpierw zbiłeś definicję jako zbyt ogólną (absurdalny argument - oczywiście, że jest ogólna - ma określać niezwykle szerokie pojęcia, więc musi być jak najszersza. I tak jest konkretniejsza od słownikowej, bo słownik zakłada jedynie istnienie ciągu wydarzeń), teraz z kolei dowiaduję się, że jest dziurawa. Żeby dalsza dyskusja miała sens, proszę o jakieś argumenty. Uważasz ją za małomądrą? Uzasadnij. Bo na razie twój udział w rozmowie polega na zbijaniu tego, co powiedziałem.
28-04-2008 03:23
Repek
    @siman
Ocena:
0
Jest szerszy właśnie dlatego, że rozumie szerzej 'punkt kulminacyjny' tudzież w ogóle nie uważa go za istotę fabuły [raczej wątpię, by tak było, ale nie jestem ekspertem od jego teorii].

Pozdrówka
28-04-2008 09:26
Siman
    @repek
Ocena:
0
Ech, nie da się z wami rozmawiać. Jak ja mam polemizować z tak ogólnikowymi stwierdzeniami? :) Rozumie szerzej, ponieważ? Albo chociaż jak? Jak według ciebie punkt kulminacyjny jest rozumiany w jednym i drugim przypadku?

Albo inaczej: repku, czy jesteś w stanie podać mi przykład jednego filmu, który pasuje do teorii Campbella, ale niekoniecznie do defnicji McKee? Albo przynajmniej taki, który nie pasuje ani tu, ani tu. Przynajmniej będzie jakaś materia do dyskusji.
28-04-2008 13:41
Mayhnavea
   
Ocena:
0
@ Siman

Ty najpierw zbiłeś definicję jako zbyt ogólną

Nie, zbiłem ją jako błędną, a nie ogólnikową. "Narracja, w trakcie której dokonuje się zmiana" to nie jest definicja fabuły, tylko pewnej jej realizacji.

Jak ja mam polemizować z tak ogólnikowymi stwierdzeniami?

A sam wpis wcześniej twierdziłeś, że ogólniki to bardzo dobra rzecz...
28-04-2008 16:25
Siman
   
Ocena:
0
"Nie, zbiłem ją jako błędną, a nie ogólnikową. "Narracja, w trakcie której dokonuje się zmiana" to nie jest definicja fabuły, tylko pewnej jej realizacji."
Czemu tłumaczysz "story" jako fabułę? Fabuła to "plot", a definicja dotyczy "story" - opowieści, historii. To nie jest definicja fabuły, bo nie miała nią być. Chyba, że to się w angielskim pokrywa znaczeniowo, nie wiem, nie jestem lingwistą ani anglistą, żeby się na ten temat wypowiadać.

"A sam wpis wcześniej twierdziłeś, że ogólniki to bardzo dobra rzecz..."
Skoro już przy słownikach jesteśmy: weź jeden i znajdź w nim pojęcia: definicja, a potem - dyskusja. Następnie przeczytaj jeszcze raz to co napisałem i przeanalizuj, kiedy mówiłem o jednym, a kiedy o drugim. A na koniec odstaw swoją ironię na bok, bo nie mam ochoty prowadzić dyskusji w tym tonie.
28-04-2008 17:55
Repek
    @Siman
Ocena:
0
Z tego, co wiem, do definicji Campbella pasuje każda historia, jaką może opowiedzieć człowiek.

Pytanie o definicję McKee ma dla mnie jedną wadę.

Ta definicja wydaje mi się tak wąska i banalna, że nie wiem do końca, jak jej użyć. :) A na poważnie: automatycznie interpretuję terminy, których w niej użył, szerzej i bardziej ogólnie. Z tego powodu pasuje mi do wszystkiego. Choć pewnie jej autor powiedziałby, że taka 'Wojna światów' [filmowa, właśnie oglądałem], nie pasuje, bo ma fatalny climax.

Kojarzysz może film 'Ptasiek' na podstawie Whartona? Jak dla mnie opowiada jak najbardziej historię, ma swój 'climax'. Ale zakończenie jest całkowicie urwane, bohaterowie uciekają, nagle cięcie. Tu ja bym chciał się dowiedzieć, czy to pasuje do definicji.

Tak czy siak, nie umiem odpowiedzieć na to pytanie, bo narzędzie przypomina mi linijkę z nierówną podziałką, którą da się przyłożyć tylko do filmów o Jamesie Bondzie lub opowieści opartych na suspensie.

Pozdrówka
28-04-2008 20:45
Siman
   
Ocena:
0
Cały czas mam wrażenie, że panuje tu pewne nieporozumienie. Campbell formułując swój schemat faktycznie chciał ująć pewne pozornie oczywiste kwestie, odkrywając swoistą prawdę o wszystkich historiach. McKee po prostu definiuje termin. Nie podawałem tego cytatu, broń Boże, jako kontrpropozycja wobec struktury 12 etapów. Prosiłeś o niego, repku, by móc lepiej zrozumieć zupełnie inny cytat, a to ten drugi stał się, niechcący, tematem wątku. Tymczasem nie jest wcale taki istotny. Służy po prostu jako punkt wyjścia do dalszych rozważań w dalszej części książki i sam w sobie nie stanowi żadnego wielkiego odkrycia.

Jednakowoż nie znaczy to, że jest to zła definicja. Terminy jakich użył McKee w tejże definicji NALEŻY interpretować tak głęboko jak szeroko. Ujmę to inaczej: filmografia podana na końcu książki obejmuje jakieś 500 pozycji i zawiera filmy kina azjatyckie, amerykańskie i europejskie od czasu wynalezienia dźwięku w filmie do połowy lat 90-tych (kiedy została napisana książka), filmy Bergmana, Kieślowskiego, Kurosawy, Spielberga i Tarantino; Jamesy Bondy, Star Warsy, Monthy Pythony, pierwszy King Kong, Bezsenność w Seattle i Casablanca. Definicja w założeniu miała objąć je wszystkie. Więc tak, należy ją rozumieć jak najbardziej ogólnikowo - Climax jako dowolnie potraktowane rozwiązanie wątków, a zmianę zarówno jako zniszczenie Gwiazdy Śmierci, jak i przemianę głównego bohatera np. z osoby nieśmiałej w pewną siebie.

A więc owszem, Wojna Światów się mieści. Ptaśka niestety nie widziałem. Podam ci za to inny przykład filmu, który nie pasuje nijak do Campbella, a jest zgodny z definicją McKee - Requiem dla Snu. [UWAGA, SPOJLERY] Pomijając wątpliwe IMO walory artystyczne tego filmu, mamy tam złamanie podstawowej zasady - bohaterowie nie podejmują żadnego wyzwania, po prostu bezwolnie popadają powoli w nałóg. To stadium upadku - pod koniec nie następuje konfrontacja z głównym wrogiem (którego tu reprezentują narkotyki), ile bezkompromisowe ulegnięcie mu - bohaterowie staczają się na dno, aż do końca filmu, kiedy po prostu uderzają w nie z całym impetem. Mimo to można wyróżnić tu moment kulminacyjny, którego konsekwencją są wyraźnie, nieodwracalne zmiany - jeden bohater trafia do więzienia, drugi traci rękę, jego dziewczyna staje się prostytutką, a matka niszczy sobie psychikę i organizm. To nie suspens ani film akcji, a mimo to definicja McKee jest spełniona. Tymczasem formuła Campbella - nie.

Mam nadzieję, że to choć trochę przybliżyło ci całą kwestię.
Pozdrawiam.
28-04-2008 22:35
Repek
    @Siman
Ocena:
0
Ok, chyba sprawa jest jaśniejsza, ale imho mylisz się w kwestii RdS. :)

Przemiana [podróż] bohatera zachodzi jak najbardziej - zwłaszcza widać to po postaci matki. To, że bohaterowie z pozoru nie działają aktywnie, zmierzając w jakimś wybranym przez siebie kierunku, nie ma wielkiego znaczenia.

Wolałbym jednak, by wypowiadał się tu ktoś, kto zna się na temacie lepiej ode mnie. Ja mam tylko świadomość tego, że Campbellowi chodzi o bardziej ukryte zależności. O takie właściwości fabuł, których nie widać na pierwszy rzut oka w powierzchownym postrzeganiu decyzji bohaterów. Ale nie chcę tu pisać rzeczy, których być może on sam nie powiedział/nie napisał [o czym pisałem już wcześniej].

Zupełnie ode mnie, abstrahując od Campbella:
RdS można w pewnym sensie postrzegać jako taką odwróconą, negatywną przemianę. Zwłaszcza, jak pisałem wyżej, w postaci matki, która jako jedyna naprawdę jest niewinną ofiarą.

Można też zupełnie olać jednostkowych bohaterów, a za głównego bohatera filmu uważać właśnie nałóg albo inne siły rządzące postaciami.

Do tego dochodzi jeszcze jedno podejście, mnie osobiście najbliższe, czyli założenie, że bohaterem jest naprawdę widz. To Ty, w procesie odbioru, przechodzisz przemianę. I w pewnym sensie też jesteś bohaterem dzieła, które czytasz/oglądasz. Ale to tak na marginesie.

Pozdrówka
28-04-2008 22:45
Siman
    @repek
Ocena:
0
Fakt, możliwe, że źle interpretuję tu całą sytuację i RdS jednak wpisuje się w schemat Campbella. Też nie jestem tu żadnym autorytetem, więc nie będę się wymądrzał. ;)

Tyle że jeśli interpretować to w sposób, w jaki to zrobiłeś i postawić znak równości między podróżą i przemianą, oraz między campbellowską ostateczną konfrontacją i punktem kulminacyjnym jako takim, to de facto definicja McKee traktuje dokładnie o tym samym co formuła Campbella, tyle że czyni to bardziej zwięźle i lakonicznie. I nieco innym językiem. :)

Pozdrawiam.
28-04-2008 23:00
Repek
    @siman
Ocena:
0
Tu akurat jestem pewien i nie ma co do tego żadnych wątpliwości - podróż jest metaforą przemiany, inicjacji. A każda fabuła - choćby pocięta i pozornie nieskładna - jest w tym sensie podróżą.

Magda napisała wcześniej to, co jest tu dość kluczowe:
Motyw podróży to fabuła sama w sobie, gdyż każda egzystencja/historia/doświadczenie jest swojego rodzaju podróżą. Amerykański teoretyk dokonał przełomowego odkrycia - zauważył, że fabuła podróży jest pierwszą podstawową opowieścią jaką wykreowała ludzkość.

Jeśli coś mnie [i nie tylko mnie] tutaj poruszyło, to fakt stawiania wyżej definicji odnoszącej się tylko do wąskiego wycinka działalności 'fabułotwórczej' człowieka od podejścia całościowego. Na kinie ludzka inwencja w wymyślaniu fabuł się nie kończy. :) Takie narzędzie może być bardzo fajne do wygrywania Oscarów [czapki z głów, mówię serio], ale teoria Campbella stawia sobie - jak sądzę, może ktoś mnie poprawi - jeszcze ambicję tłumaczenia sensu istnienia człowieka w ogóle.

Pozdrówka
28-04-2008 23:07
Karczmarz
    Hmmm
Ocena:
0
Story to kolejna książka do przeczytania, bo faktycznie w "Jak napisać..." trochę o niej wspominają i polecają jako lekturę obowiązkową :P

@repek
Z tego, co wiem, do definicji Campbella pasuje każda historia, jaką może opowiedzieć człowiek.

Ja tam autorytetem nie jestem, ale autorzy "Jak napisać..." wyraźnie zaznaczyli, że ich zdaniem wcale nie da się według tej definicji napisać każdej historii, a oni już za pewien autorytet mogą służyć.

Od siebie dodam takie filmy jak: "Kawa i papierosy" "Cloverfield" "Cztery pokoje" czy "Smoking Aces", których albo się nie da dopasować albo wymagałoby to bardzo dużej wyobraźni i naginania wszystkiego pod swoje widzimisie :P
28-04-2008 23:17
Repek
    @Siman
Ocena:
0
Przykro mi to stwierdzić, ale to jest brak czytania ze zrozumieniem. :)
Oj, czepiasz się. :P Btw - każda dyskusja wynika z braku zrozumienia [lub porozumienia], a ten argument wyjątkowo się już wytarł [i jest z gruntu chybiony]. Tak czy siak - dzięki za dyskusję.

EDIT:
Ja tam autorytetem nie jestem, ale autorzy "Jak napisać..." wyraźnie zaznaczyli, że ich zdaniem wcale nie da się według tej definicji napisać każdej historii, a oni już za pewien autorytet mogą służyć.
Na takiej zasadzie, to autorytetem jest dla mnie moja mama. :)

Pozdrówka
28-04-2008 23:31
Siman
    @repek
Ocena:
0
Skasowałem niechcący post. Przepraszam, wklejam:

"Jeśli coś mnie [i nie tylko mnie] tutaj poruszyło, to fakt stawiania wyżej definicji odnoszącej się tylko do wąskiego wycinka działalności 'fabułotwórczej' człowieka od podejścia całościowego."
I daltego mówię o nieporozumieniu.

Jeszcze raz, jak wyglądała cała dyskusja:
Hekatonpsychos rzucił "eksperymentem myślonym" - czy istnieją dzieła, które nie pasują do formuły Campbella. Ja odpisałem, że wg. McKee owszem - są takie filmy (określone jako nonplot films), w których nie dokonuje się ŻADNA istotna zmiana dotycząca bohatera, świata go otaczającego lub jego psychiki. Po prawdzie są to twory zupełnie eksperymentalne, awangardowe i nieliczne, ale są. Ty zarzuciłeś (źle interpretując wypowiedź), że antyfabuła to też fabuła. Ja znów przywołałem podział Campbella, w którym byłą zarówno antyfabuła, jak i nie-fabuła. Dorzuciłem cytat, o którego rozwinięcie poprosiłeś. Więc rzuciłem definicję, podkreślam, dla rozjaśnienia poprzedniego cytatu i tylko z tego powodu. I tu zaczyna się problem, bo nagle ty i Mayhnavea doszliście do wniosku, że tak naprawdę wrzuciłem go chcąc pokazać: "Hej, patrzcie, tu mam coś fajniejszego niż Campbell".

Stąd informuję: nigdzie i nigdy nie postawiłem tej definicji wyżej niż formuły Campbella, a po prawdzie, W OGÓLE ich ze sobą nie skorelowałem. W żadnym sensie. Nawet mi to przez myśl nie przeszło. Mój post był odpowiedzią na inny post, a NIE na bloga jako takiego i treści w nim zawarte. To jakbym w dyskusji o daniu głównym wspomniał o czekoladzie, a wy zaczęlibyście się oburzać, jak mogę uważać ją za bardziej pożywną. Przykro mi to stwierdzić, ale to jest brak czytania ze zrozumieniem. :)


Pozdrawiam.

EDIT: Karczmarzu, będziesz na ConStarze? Bo zamierzam wziąć ją jako lekturę autobusową, więc miałbyś okazję przejrzeć. A już samo przeglądanie może zrobić wrażenie, niektóre zamieszczone tam schematy są wykręcone. ;)
28-04-2008 23:33
Repek
    Re...
Ocena:
0
...Karczmarsz jest paskud [sorry paskud :)] i nie chce mu się jechać i poznać ludzi, z którymi debatuje i flejmuje na sieci. :P

Pozdrówka
28-04-2008 23:38
Siman
   
Ocena:
0
A szkoda, po blogach wnoszę, że mógłby robić fajne prelekcje. :)
28-04-2008 23:46
Repek
    W ogóle...
Ocena:
0
...mógłby różne rzeczy robić, np. prowadzić sesje, ale jak nie chce, to nie. :P Z drugiej strony ma chyba dość daleko do KRK... Choć znam ludzi, którzy jadą z większej odległości.

Pozdrówka
29-04-2008 00:19
Karczmarz
    Hmmm
Ocena:
0
Eh wy wy tak mnie obgadywać :P Niestety Siman na ConStarze nie będę, w sumie temat czemu nie jeżdżę na konwenty mógłby zająć całą notkę, ale byłaby ckliwa, rozlazła, osobista i musiałbym wylewać na was swoje smutki i żale a wolę wam tego oszczędzić :) Gdyby w Wawie były rozsądne konwenty moglibyśmy się poznać, ale że nie ma to cóż :/

Btw. czytając tą waszą dyskusję, aż mnie zmotywowało, żeby "Bohatera o tysiącu twarzy" zamówić sobie :P
29-04-2008 11:26
Siman
   
Ocena:
0
Karczmarzu - myśmy się akurat poznali, co prawda chyba nawet słowa nie zamieniliśmy, ale jednak. ;) Na Polconie 2007 byłem przecież sędzią PMM-a. :)
29-04-2008 14:04

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.