» Blog » Pass-Call-Raise-Re-raise - o licytacji i przestrzeganiu reguł
16-12-2008 23:23

Pass-Call-Raise-Re-raise - o licytacji i przestrzeganiu reguł

W działach: RPG, poker, refleksje, system autorski | Odsłony: 14

Hmmm

Właśnie wróciłem z pierwszej korporacyjno-pracowej wigilii w moim skromnym dorosłym życiu. Ależ to rozkoszna odmiana po wcześniejszych relacjach w pracy. No ale nic, o świętach jeszcze napiszę, za kilka dni, bo dziś wreszcie mając chwilę dla siebie chciałem poruszyć zupełnie inny temat. Temat może nie tyle stricte związany z RPG lecz w pewnych momentach dość mocno o ową zabawę się ocierający. Chodzi o negocjacje-licytacje i podbijanie stawki. Od strony życiowej można by na tym skończyć sprawę, lecz od strony RPGowej temat poszerzymy jeszcze o poszanowanie reguł owych negocjacji-licytacji. Zacznijmy jednak od autolansu.

Otóż w ostatni weekend pojechaliśmy ze znajomymi (2 moich graczy btw.) pograć trochę w pokera. Przyjemny wieczór, 9 graczy, mała kasa na wejście + rebuy'e przez pierwsze 2 godziny gry. Gracze robili wrażenie zarówno twardych (znali się od lat i wspominali kilka razem rozgrywanych wcześniej turniejów w tym nawet takie na 70 osób) jak i po prosty sympatycznych ziomków. Szybko okazało się, że nasi twardzi rywale trochę się zakurzyli (ponoć mieli długa przerwę) i w rezultacie pozwolili się dość łatwo zdominować. Kilka rozdań zapoznawczych, po czym wrzuciłem wyższe tempo - agresywna gra, wręcz podchodząca pod loose + sporo szczęścia i w finale mieszany rezultat. Mieszany dlatego, że z jednej strony miło wygrać, z drugiej jednak strony kumpel (1 z moich graczy) wkręcił nas na tą grę, a my przyszliśmy i z miejsca ograliśmy całą miejscową ekipę (2 miejsca płatne i oba zajęliśmy z dość wyraźnym prowadzeniem przez całą grę). Tak, czy inaczej grało się świetnie i jeśli ktoś z Wawy chciałby pograć w pokerka polecam się serdecznie.

A teraz do rzeczy. Podczas tego mini turnieju odkryłem urok czegoś, czego w zasadzie nie czuć grając przez net, bądź w niewielkim gronie samych kumpli. Urok sytuacji w której twój blef stawia cię pod murem.

Sytuacja:

Mam średnio dobrą kartę (jakiś tam suited connector), ale robię za agresywnego gracza więc podbicie na wejście. Zostaje 3 graczy + ja. Flop lekko z dupy dla mnie, jakiś król na stole + blotki z dala od moich. Generalnie kiszka. Pozostali gracze czekają, dochodzi do mnie, ja mam jeszcze niewielką szansę na kolor + ewentualnie jakąś niską parę ustrzelę. Podbijam znacząco (3 razy BB). Pozostaje 1 gracz + ja. Turn z dupy dla mnie. Nic mi nie podeszło, przeciwnik czeka. Po jego twarzy widzę, że nie ma króla, nie ma też nic lepszego, może jakąś parkę na poziomie 10? Ja nie mam nic, ale gram jakbym miał. Podbijam (3 razy BB). Gracz sprawdza. Shit :/ miał spasować. River też nie pomaga. Nie mam zupełnie nic. Przeciwnik czeka. I tu, w takich warunkach tworzy się niesamowity mikroświat. Widzisz graczy wokół stolika patrzących na dużą kupę żetonów, widzisz swojego przeciwnika przygryzającego wargi próbującego rozkminić co masz, widzisz swoje karty w których nie masz zupełnie niczego... i myślisz. Jeśli sprawdzę - przegram, bo nie mam nic a przeciwnik ma co najmniej niską parę. Jeśli podbiję będę miał dwie możliwości - przeciwnik spasuje, ja wygram naprawdę dużą pulę - przeciwnik sprawdzi, ja przegram naprawdę olbrzymią (z mojej perspektywy) pulę. Do wyboru mam więc przegrać na pewno bądź przegrać z pewnym wysokim prawdopodobieństwem ale mniejszym od 1. Myślę... Przeciwnik obserwuje mnie... Podbijam (5 razy BB)... czekam... Przeciwnik patrzy... myśli... Teraz to on ma tęgą zagwostkę co zrobić? Blefuje czy nie blefuje? Opłaca się mnie sprawdzić ryzykując połową żetonów, czy nie opłaca się? Waha się... W końcu pasuje... Oddycham z mega ulgą, starając się nie dać po sobie poznać jak bardzo blefowałem w tym rozdaniu.

W podobnych sytuacjach staje każdy z nas bardzo często. Większości z nich nie zauważamy. Żadnej z nich nie odczuwamy tak mocno. Poker pozwala wykrystalizować czystą esencję ryzyka, którą czuć niesamowicie intensywnie. Pozwala rozbić sytuację na kalkulację + ryzyko. Zawiesza w czasie te krótkie momenty w których możesz spokojnie, w ciszy analizować każdy element. Każdy ruch. Pozwala w pełni zrozumieć istotę licytacji.

A w licytacji liczą się dwie rzeczy: jakie masz karty, oraz jakiego masz przeciwnika. Karty są oczywiście o wiele ważniejsze lecz ten element psychologiczny jest taką wisienką na torcie. Pozwala w pełni poczuć satysfakcję z wygranej. To nie karty wygrały. To ty byłeś lepszy od niego.

No dobra, tyle z pokerowej wstawki. Teraz przenieśmy naszą sytuację na płaszczyznę RPG.

Na ostatniej sesji jaką grałem miała miejsce taka

Sytuacja:

3BG po długich perypetiach w kopalni wreszcie wychodzi na powierzchnie. Już widać wyjście z szybu, pierwsze światła - pochodnie w altance na dworze. Uradowani BG wychodzą pospiesznie i wtem słychać "klik" - dźwięk naciąganego cyngla. Błyskawiczny, elfi rekonesans - 7 zbrojnych, 1 z wyciągnięta kuszą, 1 z wyciągniętym pistoletem, rozlokowani w różnych miejscach altanki.

/Nowe rozdanie... Karty słabe... MG podbija stawkę/

Postanawiam zaryzykować. Tylko 2 przeciwników ma broń dystansową, w altance jest jasno (my ich widzimy) w korytarzu ciemno (oni nas raczej nie za bardzo - co najwyżej słyszą). Istnieje więc szansa... Skacze... Mój elf przebija się barkiem przez altankową zasłonkę z bluszczu, przefikołkowuje po ziemi chowając się za wózkiem kopalnianym podczas strzałów po czym podrywa się przeskakując z gracją nad wózkiem tak by stanąć za przywódcą (obecnie z pistoletem) i przystawić mu nóż do gardła (a tym samym zdobyć przewagę w negocjacjach).

/MG podbił stawkę? Mogę spasować - poddać się, sprawdzić - rozpocząć negocjacje, lub podbić stawkę jeszcze wyżej. Podbijam/

I tu cały schemat szlak trafia. MG głupieje. Moja deklaracja wydaje mu się zbyt heroiczna na "nasz styl gry" i zaczyna się dyskusja. Tłumaczenie, że tam jest 7 zbrojnych. Że mają wyciągniętą broń! Że może ja chcę się zastanowić. Że przecież ten dystans jest całkiem daleki i może mi się nie udać. Że nikt nie powiedział że jest ich "tylko" 7... mogą się przecież czaić gdzieś dalej...

/MG się denerwuje... poci... próbuje kręcić... nie może do jasnej cholery grać według zasad?! Przecież reguły licytacji są proste. Drogi Mistrzu Gry, możesz spasować, sprawdzić, bądź podbić stawkę jeszcze wyżej. Nie możesz kręcić! Nie możesz zmieniać reguł! Nie możesz kłócić się! Możesz reagować więc reaguj!/

W końcu po długim boju MG podejmuje decyzję. Sprawdza. Pierwsze wystrzały: kusza i pistolet.... Testy ukryte...

/Czemu ukryte? Nie możesz trzymać się reguł? Grać w otarte karty? Sprawdzasz mnie. Ja pokazuje ci swoje karty. Jeśli masz lepsze musisz mi je pokazać! Nie możesz powiedzieć, że ot tak mnie zastrzelili i mi tego nie pokazać na kości!/

Staram się ignorować ból. Testy na odporność. Sukces. Przetaczam się przez wózek i po kolejnych udanych testach przystawiam nóż do gardła przywódcy...

/Wygrałem, ale nie mam satysfakcji z wygranej. Przeciwnik kręcił. Próbował łamać zasady. Grał nie czysto. Nie umiał stworzyć sytuacji w której bym spasował więc uciekł do brudnych zagrywek - kłótni, perswazji a potem ukrytych testów. Nie tak się prowadzi licytacje. Oj zupełnie nie tak.../

Podsumowanie

Wniosek jest jeden - w RPG nie ma jasno zdefiniowanych zasad licytacji, przez co strony czasem czują pokusę łamania reguł. Brak wiedzy jak działa licytacja prowadzi do frustracji, złości, dezorientacji i niezrozumienia drugiej strony. Gdyby MG wiedział jasno jakie ma możliwości wyboru podczas całej sceny z pewnością zachowałby się inaczej. Nie odbierałby różnych zdarzeń w subiektywny sposób. Rozumiałby że moje działania nie są "nie pasującą do klimaty zagrywką" lecz zwykłym podbiciem stawki. Nie stawiał by oporu, lecz wybrałby jedną z 3 możliwości. Mógł podbić stawkę i wtedy pałeczka znów byłaby po mojej stronie. Być może gdyby zrobił to umiejętnie ja bym spasował i poddał się bez niepotrzebnej burdy? Z pewnością zrobiłby to lepiej gdyby wiedział jaki mechanizm rządził tą sceną. Nie znał tego mechanizmu więc szukał na oślep.

PS. W moim Przekręcie (o ile kiedykolwiek powstanie) reguły licytacji i podbijania stawki podczas scen będą jasno zdefiniowane tak by nikt nie mósiał szukać na oślep.

Komentarze


Repek
    @Re
Ocena:
0
PS. W moim Przekręcie (o ile kiedykolwiek powstanie) reguły licytacji i podbijania stawki podczas scen będą jasno zdefiniowane tak by nikt nie mósiał szukać na oślep.
Fajnie, ale to tylko kodyfikacja. Te zasady jak najbardziej istnieją i sam je podałeś w pewnym momencie, gdy padło oskarżenie: tak się nie robi w tej grze.

Skoro się nie robi, to się nie robi. :) W zależności od tego, w co grasz i jaką przyjąłeś konwencję, zasady są całkiem klarowne. Tutaj, z przykładu, wynika, że chyba mieliście co do tego inne zdanie.

Pozdrówka
16-12-2008 23:52
Darken
   
Ocena:
+1
Zagraj w Dogs in the Vineyard.
Gra posiada doskonale zbudowany system podbić i sprawdzeń, podobnych do tych które opisujesz i chcesz widzieć w grze.
17-12-2008 00:16
Rag
   
Ocena:
0
Bardzo fajna notka, szczególnie pierwsza jej część. Ja nie potrafię wcale grać w pokera, ale zawsze się chciałem nauczyć, teraz mam motywację:)

Pozdrawiam
Rag
17-12-2008 00:45
Ifryt
   
Ocena:
0
Darken ma rację. Zasady eskalacji konfliktu to jedna z ważniejszych składowych rozgrywki w Dogsy. Dała mi do myślenia na tyle, że często mi się zdarza patrzeć z tej perspektywy i w innych sytuacjach (nie tylko w grach, także w życiu).

Ciekawi mnie bardzo, czy potrafiłbyś powiedzieć, co musiałby zrobić MG, żebyś spasował w opisanej przez Ciebie powyżej sytuacji? Mówiłeś, że w pokerze grasz agresywnie. Podejrzewam, że w rpg też (tak to jakoś wynika z różnych Twoich wpisów blogowych). Rozumiem, że żeby Cię przystopować wystarczyłoby oblanie testów związanych z tą brawurową akcją. Ale w zaproponowanej prze Ciebie terminologii byłoby to pokerowe sprawdzenie. A więc co z tym zmuszeniem do spasowania? :)
17-12-2008 08:58
Karczmarz
    Hmmm
Ocena:
+1
@Darken
Zagraj w Dogs in the Vineyard.

Granie w RPG wymaga kilku niezbędnych czynników. Wśród tych czynników znajduje się między innymi chęć innych graczy do gry w DitV. Tak się składa, że moi współgracze nie chcą widzieć na oczy jak na razie jakiś nietypowych systemów. Co poradzę? Na siłę zmuszać ich nie będę, a tak długo jak długo nie znajdę ekipy to nie zagram.

Rozumiem, że żeby Cię przystopować wystarczyłoby oblanie testów związanych z tą brawurową akcją. Ale w zaproponowanej prze Ciebie terminologii byłoby to pokerowe sprawdzenie. A więc co z tym zmuszeniem do spasowania?

Tak, to byłoby sprawdzenie. Wariantów podbić ci u nas dostatek a jak bym zareagował to zależy od danej sytuacji i tego jaki mam nastrój. W wyżej opisanej sytuacji podbicia mogły być różne: np.

"poderwałeś się z zamiarem przeskoczenia stalowego wózka, gdy twoje bystre, elfie oczy dostrzegły insygnia Łowców Czarownic na kaftanie strzelca..."

To zdecyfowanie podkręca sytuacje bo z bezimiennych zbirów, których zaszlachtanie nic nie kosztuje przechodzimy w konflikt z najwyższą władzą, co może skutecznie zniechęcić do podejmowania agresywnych działań.

Inny wariant podbicia

"Doskoczyłeś do mężczyzny gdy kątem oka zauważyłeś, że w altance jest ktoś jeszcze... Codi, sierota, której wczorajszego wieczoru przez waszą niemoc zabito rodziców siedział w kącie z przystawionym mieczem do gardła..."

Kolejne podbicie stawki. W grę wchodzi już nie tylko nasze życie, ale także życie chłopaka, którego sami wcześniej skrzywdziliśmy i chcieliśmy mu to wynagrodzić.

Warianty mogą być różne. Warto czasem patrzeć na takie RPGowe scenki w ten sposób bo to dodaje adrenaliny i zmienia konflikt w trochę taką psychologiczną grę z MG.

W ogóle z RPGach jest sporo z tej gry. Ostatnio coraz częściej się łapie na perfidnym wykorzystywaniu blefowania ze strony MG. Wiem, że MG straszy ale nie skorzysta z tego czym straszy - blefuje. I perfidnie na tym wykładam jego koncepcję by przepchnąć swoją własną - w moim odczuciu lepiej wyważoną. No ale o przepychaniu się z Mistrzem Gry pisałem już wcześniej całą notkę.

@repek
Fajnie, ale to tylko kodyfikacja. Te zasady jak najbardziej istnieją i sam je podałeś w pewnym momencie, gdy padło oskarżenie: tak się nie robi w tej grze.

Nie istnieją. Trzeba je jasno określić. W tej grze nie ma powiedzianego, że MG ma 3 wyjścia. Wręcz przeciwnie jest napisane, że MG może łamać reguły ble ble ble. Nie ma powiedzianego, że MG nie powinien robić ukrytych testów. Gra nie definiuje w wielu aspektach jak w nią grać. To my musimy to określić. Ja więc sugeruję by określić to według reguł pokerowych bo pasują do tego idealnie.
17-12-2008 12:48
Repek
    @Karczmarz
Ocena:
+1
Nie istnieją. Trzeba je jasno określić. W tej grze nie ma powiedzianego, że MG ma 3 wyjścia. Wręcz przeciwnie jest napisane, że MG może łamać reguły ble ble ble. Nie ma powiedzianego, że MG nie powinien robić ukrytych testów. Gra nie definiuje w wielu aspektach jak w nią grać. To my musimy to określić. Ja więc sugeruję by określić to według reguł pokerowych bo pasują do tego idealnie.

To, że zasada nie została jasno podana, nie znaczy, że jej nie ma. Mówisz o zasadach dotyczących negocjacji międzyludzkich, gdzie liczba zasad jest tak duża, że nie da się jej sprowadzić do konkretnych punktów. Określa się tylko ramy, w których można się poruszać (np. konwencjonalne). Ty zaś dążysz do precyzji jak w planszówce lub grze karcianej, gdzie można zrobić A, B lub C, ale nie D.

Dla mnie to trochę zabijanie - w imię jakiegoś poczucia sprawiedliwości - ducha gier fabularnych, w których fajna jest właśnie niepewność tego, jak zadziała sytuacja międzyludzka [na sesji] na sytuację między postaciami [BG i BNami w świecie gry].

BTW: To że MG może łamać reguły, też jest regułą. Jak się jej nie akceptuje, to można ją wywalić i rozliczać MG z grania uczciwie [odkryte testy chociażby]. Imho do końca nie można do tego MG zmusić [bo i tak może oszukiwać fabularnie - np. obdarzając BNów wiedza, której nie mogą posiadać], to powinno wyjść od niego samego. Chyba tylko wtedy by zadziałało naprawdę.

Pozdrówka
17-12-2008 12:59
Ifryt
   
Ocena:
0
Dzięki za podanie przykładów podbić. Dzięki nim faktycznie Twoje, Karczmarzu, podejście pokerowe jest dla mnie jaśniejsze. I w zaskakujący sposób trafne. :)

Co do konwencji, o których pisze repek, to owszem, istnieje coś takiego i choćby opisana wyżej sprzeczka z MG najlepiej o tym świadczy (też widzę to trochę w kategoriach sporu o konwencję). Jednak z drugiej strony niestety bardzo trudno wyznaczyć granice danej konwencji, gdyż są one dość płynne i subiektywne. Pewnym ratunkiem przychodzi tutaj mechanika. Gracz może deklarować różne akcje, ale dopiero jak powiodą się odpowiednie testy, akcja ta dojdzie do skutku. Wiąże się z tym głęboka słuszność zasady Vincenta Bakera (z DitV) "Powiedz TAK lub rzucaj kośćmi". Jeśli MG uznaje, że dana deklaracja mieści się jak najbardziej w konwencji, to bez problemów ją dopuszcza, a jak ma wątpliwości, to odwołuje się do mechaniki.
17-12-2008 13:38
Repek
    @Ifryt
Ocena:
+2
Jednak z drugiej strony niestety bardzo trudno wyznaczyć granice danej konwencji, gdyż są one dość płynne i subiektywne.

Konwencje nie są płynne, płynne są granice między nimi - to pewna różnica. Dobrze wiadomo, co jest heroiczne, a co pochodzi z konwencji kryminału. Problem polega na tym, by wszyscy grający pogodzili swoje subiektywne [jak wspomniałeś] opinie na temat tego, na czym dana konwencja polega.

I tu, jak dla mnie, leży źródło nieporozumienia z przykładu Karczmarza, bo grali w zupełnie różne gry [czyli jego akcja łamała zasady gry pozostałych graczy, stąd opór - tak to przynajmniej widzę, chyba podobnie jak Ty].

I zgadzam się, jeśli grający nie potrafią tego zrobić, to pozostaje konwencja mechaniki, która jest skodyfikowana liczbowo [podobnie jak proponowany przez Karczmarza system z pokera].

Pozdrówka
17-12-2008 13:47
Karczmarz
    Hmmm
Ocena:
0
@repek
I tu, jak dla mnie, leży źródło nieporozumienia z przykładu Karczmarza, bo grali w zupełnie różne gry

Akurat konwencja nie miała takiego znaczenia. Konwencja jest trochę zasłonką, za którą próbuje ukryć się MG nie wiedząc jak poradzić sobie z zaistniała sytuacją. Pokerowy przykład - MG został postawiony pod ścianą, poci się, denerwuje, nie wie jak zagrać - kręci. Moim zdaniem to jest sedno problemu. Konwencja jest tylko jego odbiciem.

Zasady powinny być jasne, żeby można było delektować się grą bez zastanawiania nad interpretacją.
17-12-2008 14:13
Repek
    @Karczmarz
Ocena:
+1
Akurat konwencja nie miała takiego znaczenia. Konwencja jest trochę zasłonką, za którą próbuje ukryć się MG nie wiedząc jak poradzić sobie z zaistniała sytuacją.

Albo gracz, który ją złamał, a potem się tłumaczy, że to on miał rację. I znowu masz negocjacje, czyje na wierzchu.

Pytanie jest proste: w jakiej konwencji graliście? Heroicznej czy realistycznej? MG powinien był się spodziewać, że zrobisz taką zaskakującą akcję?

Zasady powinny być jasne, żeby można było delektować się grą bez zastanawiania nad interpretacją.

Zasady konwencjonalne są bardzo jasne. Wystarczy je znać.

--

@Ifryt

Pozwolę sobie tutaj wrócić do rozmowy z priva, jeśli pozwolisz.

Jednak z drugiej strony niestety bardzo trudno wyznaczyć granice danej konwencji, gdyż są one dość płynne i subiektywne.

Doprecyzuję. Granicę ustalić rzeczywiście trudno. Łatwo powiedzieć, że coś należy lub nie należy do danej konwencji. Czasem jednak pojawiają się przypadki graniczne, które trudniej sklasyfikować.

Tak czy siak - sorry, że nie zrozumiałem, bo rzeczywiście myśleliśmy o tym samym.

Pozdrówka
17-12-2008 15:05
Ifryt
   
Ocena:
0
Repek, nie wszystko da się łatwo zakwalifikować do danej konwencji - są przypadki problematyczne, leżące właśnie na granicach konwencji. Sytuacja opisana w notce Karczmarza może być taką. Nie zawsze pojedyncze brawurowe zagranie wyłamuje się z konwencji realistycznej (bo z tego co pamiętam, to Karczmarz gra w WFRP w takiej właśnie domyślnej konwencji).

Np. w bardzo mi się podobającym filmie Kevina Costnera "Bezprawie" ("Open Range") opowiadającym losy ostatnich wolnych ranczerów, gdzie ogólnie narracja jest dość powolna, melancholijna, jest scena, gdy główny bohater wyciąga nagle rewolwer i zabija przeciwnika. Ja to właśnie odebrałem jako bardzo podkreślające konwencję realistyczną. Choć widz w tym momencie spodziewa się klasycznego westernowego pojedynku na głównej ulicy w miasteczku, to Costner pokazuje, że rzeczywistość jest bardziej brutalna i że broń służy do zabijania i nie potrzeba do tego długiego wpatrywania się sobie nawzajem w oczy.

Dlatego jestem w stanie przyjąć, że postać szybko orientująca się w sytuacji (zazwyczaj bardziej doświadczona) jest w stanie w sposób realistyczny wykonać z sukcesem coś bardzo brawurowego. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że dla kogoś innego może to zupełnie inaczej wyglądać.

Bardzo mi się spodobało Twoje, repku, stwierdzenie o duchu gier fabularnych - że fajna jest właśnie niepewność tego, jak zadziała sytuacja międzyludzka [na sesji] na sytuację między postaciami [BG i BNami w świecie gry]. Wydaje mi się, że to właśnie pokazuje, że konwencja nie określa na sesji wszystkiego do końca, że nie należy jej aż tak absolutyzować. :)
17-12-2008 15:26
Repek
    @Ifryt
Ocena:
0
Oglądałem Bezprawie, nawet teściowi, miłośnikowi westernów, niedawno kupiłem. Świetny film, bardzo mi się podobał. I doskonale rozumiem, o co Ci chodzi.

Jeżeli zatem mamy konwencję realistyczną, to rzeczywiście nic nie przeszkadza Karczmarzowi wykonać akcję, jaką opisał. To błąd MG, że po prostu - skoro gramy realistycznie - nie podbił mu testu tak, by rzeczywiście można było odczuć, że w "prawdziwym świecie to graniczy z niemożliwością". MG niestety uległ chyba powszechnemu przekonaniu, że skoro zazwyczaj takie rzeczy się nie udają, to nie wolno ich deklarować. Jeśli tak - to błąd MG, bo powinien graczowi coś takiego zrobić i najwyżej patrzeć, jak ten oblewa test.

Sprawa jest jednak chyba nieco trudniejsza, bo MG najwyraźniej nie radzi sobie z konwencją realistyczną, gdyż nie zauważa, że rzeczywistość [nasza, ta, w której żyjemy] jest pełna wydarzeń niezwykłych i wręcz magicznych.

Bardzo mi się spodobało Twoje, repku, stwierdzenie o duchu gier fabularnych - że fajna jest właśnie niepewność tego, jak zadziała sytuacja międzyludzka [na sesji] na sytuację między postaciami [BG i BNami w świecie gry]. Wydaje mi się, że to właśnie pokazuje, że konwencja nie określa na sesji wszystkiego do końca, że nie należy jej aż tak absolutyzować. :)

Dla mnie wszystko w życiu rządzi się jakąś konwencją. Obracamy się w ramach pewnych norm i nawet je łamiąc wpadamy w inne.

Poza tym zależy co rozumiesz przez "określa do końca". Moim zdaniem określa, ale nikt nie powiedział, że w grę nie wchodzą różne konwencje [jedna określa zasady bycia na sesji - między ludźmi, inna decyduje o tym, na co pozwalamy sobie odgrywając postaci: to dwie różne płaszczyzny, które cały czas się do siebie zbliżają, z czego rodzi się to zjawisko, o którym pisałem].

Na pewno też to, co nieprzewidywalne rodzi się często z konfliktu i niezrozumienia. Ale równie wiele ciekawego powstaje w wyniku twórczego, świadomego korzystania z możliwości konwencji.

Przykładowo, jeśli umawiamy się na granie realistyczne, to zagrywka Karczmarza się w tej konwencji jak najbardziej mieści [bo wszystko mieści się w rzeczywistości]. Tylko powinna być odpowiednio trudna [to nie 7th Sea, gdzie takie akcje to się robi mimochodem]. Pytanie brzmi: jak często można podejmować takie niespotykane akcje, by nie zmienić konwencji świata gry? :)

Wiele wskazuje na to, że dla niektórych osób już jeden raz to za dużo. Klasyczny problem "realistów" moim zdaniem.

Pozdrówka
17-12-2008 16:02
~cadrach

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
dobry tekst!
04-01-2009 10:57

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.