19-01-2008 00:32
Czy RPG wpływa na osobowość?
W działach: RPG, refleksje | Odsłony: 591
Hmmm
W dyskusji na temat tego czy RPG jest grzechem padło pytanie, czy RPG rozwija? Czy pozwala nam być lepszymi ludźmi? Co de facto nam daje? A może jest wyłącznie stratą czasu?
Furiath na swoim blogu dawno temu wypunktował dość klarownie różne pozytywne aspekty gry w RPG. Jednak co ciekawe, wszystkie te punkty odnosiły się do umiejętności/zdolności, które nabywamy grając dostatecznie długo. Żadna z nich nie odnosi się do naszej tożsamości. I tu powstaje pytanie:
Czy RPG wpływa na naszą tożsamość?
Paskud podrzucił nam link do artykułu z czasopisma psychologicznego w którym czytamy:
Źródło: link
Szczerze? Nie zgadzam się z tym. Nie widzę tego. Nie doświadczam. W teorii może to tak fajnie wygląda: wcielamy się w postacie obdarzone cechami, których nam brakuje i dzięki temu istnieje szansa, że odkryjemy je w sobie, wytworzymy, poskromimy. Ładnie to wygląda w teorii, nie sądzicie? A jak do tego dodamy możliwość przekazywania i kształtowania w uczestnikach określonych wartości:
Źródło: link
Brzmi naprawdę klawo. Widać poprzez RPG możemy kształtować swoje wartości, kto wie może swoją moralność? Ale można pójść jeszcze dalej w dywagacjach:
Źródło: link
Cudownie. Tylko czemu ja tego nie widzę na co dzień? Każdy z nas ma jakieś lęki, problemy, wady. Każdy z nas pewnie chciałby z nimi walczyć. Tylko dlaczego gracze RPG nie stają się ludźmi bez problemów? Z tych teorii wynikałoby, że grając w RPG moglibyśmy starać się kształtować swoją osobowość w odpowiadający nam sposób. Czemu nie widziałem nikogo grającego w ten sposób? Czemu będąc osobą nieśmiałą po 10 latach gry w RPG nadal jestem osobą nieśmiałą? Przecież RPG idealnie nadaje się do tego by z nieśmiałością walczyć, nie? Czemu znajomy bez większej charyzmy po 10 latach gry w RPG nadal ma problemy z nakłonieniem innych by go wysłuchali do końca?
Bo to w praktyce nie działa tak jak wygląda w teorii. Bo Furiath pokazuje wyraźnie elementy, które wspiera RPG. Nie ma tam wewnętrznej psychiki gracza. Bo RPG na nią nie wpływa. Moim zdaniem nie wpływa dlatego bo traktujemy to jako zabawę. Nie podchodzimy do sesji jak do seansu z którego mamy wynieść określone rezultaty. Dziewczyna z przykładu z Wilkołakami podchodziła do sesji jak do terapii i być może dlatego dla niej to działało. Ale ilu z nas tak traktuje RPG?
Nie traktujemy RPG poważnie i dlatego moim zdaniem nie ma ono większego wpływu na naszą tożsamość. Tak jak pisałem w poprzednim wpisie. Mogę grać od 2 lat agresywnym, zdziczałym, szaleńczym i żądnym mordu Zabójcą Demonów ale przyjmuję jego osobowość wyłącznie na sesji. Zapalam światło i koniec. Nie zostaje na mnie nic, z tego co było podczas gry.
A może jest inaczej? Padło stwierdzenie, że to tak nie działa. Że nie ma "magicznego" włączenia światła, gdy nagle wracamy do realnego świata i to co było wcześniej się nie liczy. Jest czy nie ma? To jest tak naprawdę klu tego wpisu. Moim zdaniem granica jest wyraźna i wszyscy (ale to wszyscy) gracze z którymi się spotkałem mieli jej doskonałą świadomość. Przez to, że wszyscy traktowali to z dystansem, jako rozrywkę, nie spotkałem się nigdy (ale to nigdy) z przypadkiem by gracz w jakikolwiek sposób zmieniał zachowanie z powodu RPG (w sensie psychicznym - bo o pozostałych zmianach pisał Furiath).
To zostaje w nas coś, czy nie zostaje? RPG wpływa na naszą tożsamość, czy nie wpływa? Zmienia nasz charakter, czy nie zmienia?
A jeszcze szczegółowiej czy nasze postacie, mają na nas jakikolwiek wpływ? Bo RPG jako takie ma, ale cytowane przeze mnie fragmenty mówią wyraźnie, że to kim gramy/gdzie gramy też powinno mieć na nas wpływ. Ale czy ma? Czy jesteście sobie w stanie przypomnieć, jakąkolwiek postać, która zmieniła waszą osobowość do dziś? Która miała tak silny wpływ na wasz charakter? Czy pamiętacie jakieś zdarzenie na sesji, które sprawiło, że od tamtej pory na dany problem patrzycie inaczej? Czy potraficie wskazać wartości (np. moralne) które utworzyły się w was na skutek jakiejś sesji?
Moim zdaniem to fikcja. RPG nie wpływa na tożsamość. Nie zmienia nas. Nie pozwala nam kształtować samych siebie. Nie podsuwa rozwiązań problemów.
A może jest inaczej, tylko nie zdaje sobie z tego sprawy?
Na koniec warto przedstawić znany eksperyment, oraz płynące z niego spostrzeżenia:
Źródło: link
Czy nie jest intrygujący fakt, że ludzie po tym eksperymencie wrócili do wcześniejszego stanu zdrowia bez żadnych komplikacji? Ot po prostu zrzucili mundury i jakby nigdy nic wrócili do normalnego życia. Nawet nie czuli winy ani wstydu. Zimbardo tłumaczy to staraniami eksperymentatorów. Ale czy nie ma tu czasem jakiegoś innego dna? Może dokładnie tego samego, które sprawia, że gracz grający nawet wiele lat daną postacią, po zapaleniu światła wraca do swojego „ja”? Być może działa tu podobny mechanizm i to nie starania badaczy były głównym źródłem szczęśliwego zakończenia eksperymentu, ale sama idea zabawy, w której uczestnicy podświadomie potrafią rozróżnić swoje zachowania od zachowań narzuconych przez sytuację?
Zostawiam was z tą refleksją i zapraszam do dyskusji...
W dyskusji na temat tego czy RPG jest grzechem padło pytanie, czy RPG rozwija? Czy pozwala nam być lepszymi ludźmi? Co de facto nam daje? A może jest wyłącznie stratą czasu?
Furiath na swoim blogu dawno temu wypunktował dość klarownie różne pozytywne aspekty gry w RPG. Jednak co ciekawe, wszystkie te punkty odnosiły się do umiejętności/zdolności, które nabywamy grając dostatecznie długo. Żadna z nich nie odnosi się do naszej tożsamości. I tu powstaje pytanie:
Czy RPG wpływa na naszą tożsamość?
Paskud podrzucił nam link do artykułu z czasopisma psychologicznego w którym czytamy:
Źródło: link
Szczerze? Nie zgadzam się z tym. Nie widzę tego. Nie doświadczam. W teorii może to tak fajnie wygląda: wcielamy się w postacie obdarzone cechami, których nam brakuje i dzięki temu istnieje szansa, że odkryjemy je w sobie, wytworzymy, poskromimy. Ładnie to wygląda w teorii, nie sądzicie? A jak do tego dodamy możliwość przekazywania i kształtowania w uczestnikach określonych wartości:
Źródło: link
Brzmi naprawdę klawo. Widać poprzez RPG możemy kształtować swoje wartości, kto wie może swoją moralność? Ale można pójść jeszcze dalej w dywagacjach:
Źródło: link
Cudownie. Tylko czemu ja tego nie widzę na co dzień? Każdy z nas ma jakieś lęki, problemy, wady. Każdy z nas pewnie chciałby z nimi walczyć. Tylko dlaczego gracze RPG nie stają się ludźmi bez problemów? Z tych teorii wynikałoby, że grając w RPG moglibyśmy starać się kształtować swoją osobowość w odpowiadający nam sposób. Czemu nie widziałem nikogo grającego w ten sposób? Czemu będąc osobą nieśmiałą po 10 latach gry w RPG nadal jestem osobą nieśmiałą? Przecież RPG idealnie nadaje się do tego by z nieśmiałością walczyć, nie? Czemu znajomy bez większej charyzmy po 10 latach gry w RPG nadal ma problemy z nakłonieniem innych by go wysłuchali do końca?
Bo to w praktyce nie działa tak jak wygląda w teorii. Bo Furiath pokazuje wyraźnie elementy, które wspiera RPG. Nie ma tam wewnętrznej psychiki gracza. Bo RPG na nią nie wpływa. Moim zdaniem nie wpływa dlatego bo traktujemy to jako zabawę. Nie podchodzimy do sesji jak do seansu z którego mamy wynieść określone rezultaty. Dziewczyna z przykładu z Wilkołakami podchodziła do sesji jak do terapii i być może dlatego dla niej to działało. Ale ilu z nas tak traktuje RPG?
Nie traktujemy RPG poważnie i dlatego moim zdaniem nie ma ono większego wpływu na naszą tożsamość. Tak jak pisałem w poprzednim wpisie. Mogę grać od 2 lat agresywnym, zdziczałym, szaleńczym i żądnym mordu Zabójcą Demonów ale przyjmuję jego osobowość wyłącznie na sesji. Zapalam światło i koniec. Nie zostaje na mnie nic, z tego co było podczas gry.
A może jest inaczej? Padło stwierdzenie, że to tak nie działa. Że nie ma "magicznego" włączenia światła, gdy nagle wracamy do realnego świata i to co było wcześniej się nie liczy. Jest czy nie ma? To jest tak naprawdę klu tego wpisu. Moim zdaniem granica jest wyraźna i wszyscy (ale to wszyscy) gracze z którymi się spotkałem mieli jej doskonałą świadomość. Przez to, że wszyscy traktowali to z dystansem, jako rozrywkę, nie spotkałem się nigdy (ale to nigdy) z przypadkiem by gracz w jakikolwiek sposób zmieniał zachowanie z powodu RPG (w sensie psychicznym - bo o pozostałych zmianach pisał Furiath).
To zostaje w nas coś, czy nie zostaje? RPG wpływa na naszą tożsamość, czy nie wpływa? Zmienia nasz charakter, czy nie zmienia?
A jeszcze szczegółowiej czy nasze postacie, mają na nas jakikolwiek wpływ? Bo RPG jako takie ma, ale cytowane przeze mnie fragmenty mówią wyraźnie, że to kim gramy/gdzie gramy też powinno mieć na nas wpływ. Ale czy ma? Czy jesteście sobie w stanie przypomnieć, jakąkolwiek postać, która zmieniła waszą osobowość do dziś? Która miała tak silny wpływ na wasz charakter? Czy pamiętacie jakieś zdarzenie na sesji, które sprawiło, że od tamtej pory na dany problem patrzycie inaczej? Czy potraficie wskazać wartości (np. moralne) które utworzyły się w was na skutek jakiejś sesji?
Moim zdaniem to fikcja. RPG nie wpływa na tożsamość. Nie zmienia nas. Nie pozwala nam kształtować samych siebie. Nie podsuwa rozwiązań problemów.
A może jest inaczej, tylko nie zdaje sobie z tego sprawy?
Na koniec warto przedstawić znany eksperyment, oraz płynące z niego spostrzeżenia:
Źródło: link
Czy nie jest intrygujący fakt, że ludzie po tym eksperymencie wrócili do wcześniejszego stanu zdrowia bez żadnych komplikacji? Ot po prostu zrzucili mundury i jakby nigdy nic wrócili do normalnego życia. Nawet nie czuli winy ani wstydu. Zimbardo tłumaczy to staraniami eksperymentatorów. Ale czy nie ma tu czasem jakiegoś innego dna? Może dokładnie tego samego, które sprawia, że gracz grający nawet wiele lat daną postacią, po zapaleniu światła wraca do swojego „ja”? Być może działa tu podobny mechanizm i to nie starania badaczy były głównym źródłem szczęśliwego zakończenia eksperymentu, ale sama idea zabawy, w której uczestnicy podświadomie potrafią rozróżnić swoje zachowania od zachowań narzuconych przez sytuację?
Zostawiam was z tą refleksją i zapraszam do dyskusji...