» Blog » Mistrz Gry starej daty
28-06-2013 11:25

Mistrz Gry starej daty

W działach: RPG, sentymentalnie | Odsłony: 489

Hmmm

Szukałem ostatnio graczy, a kto szuka ten znajduje w efekcie czego, znalazłem Graczy. Szczerze mówiąc sam zdziwiłem się skalą odzewu, bo naprawdę sporo osób wyraziło zainteresowanie. Może RPG jeszcze żyje w narodzie? Tak czy inaczej, ekipa się dociera, a scenariusz powoli formuje, lecz ja nie o tym dziś... jeszcze nie dziś (choć jeśli dobrze pójdzie to możecie spodziewać się polterowych rekolekcji w których wujek Karczmarz będzie wam opowiadał jak to gra w grę i czego się podczas rozgrywki nauczył). Dziś jednak chciałbym się odnieść do zdania, które pojawiło się we wspomnianym powyżej ogłoszeniu w którym napisałem, że jestem Mistrzem Gry starej daty. Bo co to w zasadzie oznacza?

RPG? Po co skoro jest Warhammer

Aby znaleźć odpowiedź na to pytanie cofnijmy się na chwilę w przeszłość. Była to końcówka lat 90tych, koledzy po wakacyjnej rozłące przynieśli do szkoły podręcznik do Warhammera i namówili mnie na sesje. Ja z początku sceptyczny w końcu zagrałem i z mniejszymi lub większymi przerwami gram w tego przeklętego Warhammera do dziś. Co prawda nie 1ed, lecz 2ed, ale gdyby dwójka nie wyszła, pewnie grałbym do dziś i w jedynkę. W między czasie zagrałem może w 2-3 inne systemy, ale tak naprawdę to Warhammer jest dla mnie synonimem RPG. Modne ostatnio hasło 'po co skoro jest Warhammer' jest więc mi szczególnie bliskie.

Ogólnie rzecz biorąc marny ze mnie RPGowiec. Niektórzy grają w tak wiele gier, poznają nowe światy, porównują mechaniki sprawdzając, która im najbardziej odpowiada, pogłębiają swoją wiedzę żywo angażując się w swoje hobby. Ich znajomość RPG jest imponująca, zróżnicowana, wyważona i oparta na różnych doświadczeniach. Wręcz z akademickim zacięciem badają oni czym RPG jest i z czym się je je, testując nowe mody lub wracając do klasyki. To tacy obywatele-RPGowego-świata, nie przywiązani do tytułów, otwarci i skupieni głównie na tym aby było wygodnie i efektywnie. Tacy gracze mi imponują, choć ja nie jestem jednym z nich.

Pod względem RPG bliżej mi do mojej babci niż do innych graczy. Pamiętam do dziś jedną sytuację: rodzicielka mojej matki będąc już w zaawansowanej starości wymagała coraz częstszych 'kontroli' telefonicznych, aby sprawdzić czy nic jej nie potrzeba i wszystko gra. Problem w tym, że telefon babci był niezwykle stary, z tarczą do kręcenia i jakością rozmów pozostawiającą bardzo wiele do życzenia. Rodzice moi widząc to postanowili sprezentować dziadkom nowy sprzęt. Po wymianie telefonu stała się jednak rzecz zadziwiająca - jakość rozmów jeszcze bardziej spadła. Niemal nie dało się w ogóle dodzwonić do babci a jak już odebrała to dźwięk był jeszcze gorszy. Babcia narzekała na nowy telefon bez przerwy, że nie umie dzwonić, że nie umie obsługiwać, że nie słyszy rozmów... rodzice wymienili więc aparat na najwyższy szczyt geriatrycznej technologii, telefon o przyciskach jak pińćzłotych i wyświetlaczu niewiele mniejszym od ekranów na stadionie narodowym. Materia jednak była oporna, a babcia jak nie umiała obsługiwać tamtej technologii tak i z nowym sprzętem sobie nie radziła. Po tygodniach prób i walki stanęło na tym, że archaiczny aparat z nakręcaną tarczą wrócił do kącika pod lustrem uszczęśliwiając tym babcie niezmiernie. Po co o tym wam piszę? Bo tak jak ktoś kiedyś dał mojej staruszce telefon, wzięła go bidulka, nauczyła obsługi i uznała że wystarczy, tak ja kiedyś wziąłem Warhammera i uznałem, że więcej mi nie trzeba.

Zresztą jestem pewien, że każdy z was ma w rodzinie lub wśród znajomych kogoś kto zafiksował się na jakimś kawałku przeszłości i ciężko mu się wyrwać. Nie ważne czy to stary telefon babci, skórzana pederastka dziadka, znoszona niemiłosiernie i połatana setki razy, której nie można wymienić na nową choćby nie wiem co, czy ręcznie prowadzony dziennik wujka mimo iż znaleźć w nim cokolwiek bez opcji 'ctrl+F' się nie da. Ludzie przywiązują się do rzeczy. Niektórzy przywiązują do tego stopnia, że za pomocą archaicznych narzędzi potrafią tworzyć cuda o wiele sprawniej niż inny nowymi technologiami. Ja przywiązałem się do Warhammera. Stał się on moim synonimem RPG. Moim archaicznym narzędziem, którym dłubie w wyobraźni swojej i współgraczy i nie widzę siły, która by mnie od niego oderwała.

Nie do końca miałem o tym pisać, trochę zdryfowałem w stronę sentymentów, lecz już wracamy na główny tor.

Nie po to gram w Warhammera aby czytać podręczniki

Bodajże Kamulec napisał, że w Polsce króluje Warhammer nie dlatego, że to świat i mechanika uniwersalne, ale dlatego, że świat łatwiej nagiąć a mechanikę olać niż w przypadku innych systemów. Jest w tym zdaniu coś niezwykle prawdziwego. Ogólnie rzecz biorąc marny ze mnie konsument RPG. Wydawcy i autorzy powinni mnie nienawidzić bo nie wspieram rynku. Na swojej półce mam może z 5 podręczników, z czego 4 wygrałem w konkursach. Nie czuję potrzeby by je kolekcjonować. Ot pożyczę, przejrzę, przeczytam i mi wystarczy. Nie czuję potrzeby aby świat w którym gram, świat który tworze był zgodny z odgórnymi wytycznymi autorów co do joty. Wystarczy mi by był zgodny mniej więcej. Nie wymagam też od swoich współgraczy aby zgłębiali wiedzę na temat danego systemu czy świata. Jeśli chcą, proszę, ale nie to jest dla mnie ważne w RPG. Z czego to wynika? Prawdopodobnie z doświadczeń, które ukształtowały moją RPGową osobowość, z tego, że dla moich graczy z którymi uczyliśmy się sesjować nie miało to znaczenia i tak jakoś zostało. Obecnie ciągle się łapie na tym, że mimo iż gram w Warhammera przez połowę swojego życia, wciąż wiem o jego świecie mniej niż osoby, które zainteresowały się RPG rok czy dwa lata temu. Ale to, że nie interesuje mnie, że tak powiem, holistyczna wiedza na temat świata w którym gram, nie znaczy, że nie lubię wyciągać z tej plecionki pojedynczych nici. Wręcz przeciwnie, osobiście bardzo lubię bawić się takimi kwiatkami, grzebać w informacjach o świecie nie by poznać go jako całość, ale by znaleźć jakiś skrawek informacji, jakąś inspiracje, którą potem wykorzystam na sesji. Takie podejście do gry ma jednak swoje konsekwencje – zbyt ‘oczytany’ gracz, oczekujący 100% oddania realiów systemu będzie się u mnie źle bawił. Na szczęście gracze, z którymi gram najczęściej tego nie oczekują. Oni nie interesują się światem, nie uważają tego za ich obowiązek, raczej przychodzą z oczekiwaniem, że to MG wykreuje przed nim obraz dostosowany do ich potrzeb.

Autorytet Mistrza Gry

Wiele lat temu Deckard popełnił tekst Autorytet – wielkie słowo przy małym stoliku. Już wtedy z nim polemizowałem i jak teraz przeglądam tamtą dyskusję, praktycznie nic się nie zmieniło w moich poglądach. Napisałem powyżej, że to na mnie jako MG spoczywa obowiązek wykreowania ciekawego świata, a Gracze sami z siebie nie czują potrzeby interesowania się tym, ponieważ oczekują, że ja zrobię to tak by było dobrze. To wymaga właśnie takiego oldskulowego autorytetu. Autorytetu, który w czasach wczesnego RPG w Polsce dawał sam fakt posiadania podręcznika. Kiedy dostęp do informacji był trudny i ograniczony, większość odpowiedzialności spadała na MG. To bardzo istotna część tego co rozumiem pod hasłem MG starej daty. MG z podręcznikiem, z wiedzą, z autorytetem ale i odpowiedzialnością. Wielu może mylić autorytet z wszechwładzą, brakiem dyskusji, czy oczekiwaniem iż gracze będą biernie przychodzić na gotowe. To zupełnie co innego. Aby wyjaśnić wcielę się w młodszego mnie i streszczę kilka moich komentarzy sprzed lat.

Jako MG starej daty lubię podejmować decyzje autorytarnie. Rola MG jest trochę jak posła w parlamencie, ma reprezentować lud. Sytuacja w której każdy obywatel ma głos w dyskusji prowadzi do chaosu, ponieważ nie da się prowadzić racjonalnie dyskusji w 38 miliona osób. Potrzeba ograniczyć tą liczbę poprzez reprezentantów, którzy podejmują decyzje za nas. Dla mnie MG jest niejako takim reprezentantem, ma autorytet i prawo decydować o różnych aspektach świata bez wdawania się w dyskusje. Nie jest to rozwiązanie idealne, ale dzięki niemu jest szybciej i wygodniej. Oczywiście tak jak w przypadku posłów zdarzają się ludzie nieodpowiedni, którzy nadużywają władzy dla prywatnych korzyści tak i autorytarny MG często kojarzy się z kimś naginającym zasady dla swoich osobistych miałkich pobudek. To jednak nie znaczy, że wszyscy tacy są. Idealny parlamentarzysta służy swoim wyborcom dbając w pierwszej kolejności o ich dobro i wygodę i tak samo dobry MG starej daty, wykorzystuje swój autorytet po to by jego Graczom grało się lepiej.

Tu dochodzimy do pytania, co to znaczy lepiej? Czy to możliwe aby MG wiedział lepiej co jest dobre dla Gracza niż sam Gracz? Kontrowersyjna sprawa, w której moje zdanie od lat się nie zmieniło. Tak, uważam, że dobry MG bardzo często wie lepiej jak zabawić Gracza na sesji niż sam Gracz (często lecz nie zawsze). Co prawda nie jestem Graczem, ale jestem MG starej daty, MG z podręcznikiem, takim bajarzem pokazującym Graczom świat i jako MG mam narzędzia niedostępne graczom. To, że Gracz wie co go bawi, nie znaczy że wie jak uzyskać dany efekt. Użyłbym odniesienia do Wodzireja, choć to bardzo nieprecyzyjne i mylące porównanie. Wodzirej wie jak zabawić uczestników imprezy. Sami uczestnicy mimo iż wiedzą co ich bawi, niekoniecznie umieli by to odtworzyć, ponieważ świadomość jakiegoś efekty nie znaczy, że od razu umiemy ten efekt wywoływać. To jednak mylące porównanie, ponieważ stawia Graczy w pozycji biernych imprezowiczów z nastawieniem „zabaw mnie”, a już kiedyś pisałem o tym, że sesja to nie zabawa.

Wracając jednak do autorytetu. Autorytet działa tylko wtedy, kiedy jest naturalny a inni nie czują potrzeby się z nim sprzeczać. Aby był naturalny trzeba go sobie wyrobić, tak jak szacunek czy inne cechy. Już chwila gry pozwala wyczuć czy danemu MG możemy zaufać, czy chcemy pozwolić aby ‘reprezentował nas’ przy podejmowaniu decyzji niezależnych od naszych postaci. Jeśli dana osoba zdobędzie takie zaufanie, zaś MG będzie świadomy odpowiedzialności na nim spoczywającej, wtedy sesje moim zdaniem będą najpełniejsze.

Boże Narodzenie codziennie

Pisałem kiedyś, że lubię Święta. Lubię ta komercyjną część Świąt, bieganie za prezentami, planowanie zakupów itp. Pozwala mi to choć na chwile zastanowić się co lubią inni, co ich uszczęśliwi, co mogę im dać aby spełnić ich pragnienia. Obecnie mamy czerwiec, do Świąt jeszcze kawał czasu, ale ja już czuję ten radosny nastrój obdarowywania się prezentami. Czemu? Ponieważ jak wspomniałem na wstępie znalazłem graczy. Po latach abstynencji planuję powrót jako Mistrz Gry i póki co wszystko idzie idealnie. Marazm i rpgowa apatia, która męczyła mnie długo uleciała a ja ponownie czuje szczery entuzjazm gdy myślę o najbliższych sesjach. Obecnie wykuwam scenariusz kampanii i nie mogę nie odnieść wrażenia, że część tego entuzjazmu to taki Świąteczny nastrój. Prezentowa ekscytacja. Gdy myślę o tym co będzie na sesji, tak naprawdę myślę o tym co dać Graczom, co im zaplanować aby byli zadowoleni, jak ich uszczęśliwić, jak spełnić ich oczekiwania. I tak jak lubię to podczas wybierania prezentów tak teraz czuję jakbym planował obdarować graczy niezapomnianymi przeżyciami. I strasznie mnie to nakręca. Szczerze nie mogę się doczekać najbliższych sesji i min Graczy gry rozpakują prezenty – tfu - gdy stopniowo będą odkrywać kolejne wątki intrygi, która dla nich przygotowuje. Myślę, że będą zadowoleni…

Przepraszam, za to, że notka wyszła nazbyt sentymentalnie i mało w niej uniwersalnych prawd, a dużo mnie i moich subiektywnych odczuć. Mam jednak strasznie pozytywno-sentymentalny nastrój bo wiem, że szykuje się nowa sesja w starym stylu. Moim dziadkowym, mało nowoczesnym, zupełnie nie modnym, autorytarnym stylu, który kiedyś doprowadziłem do perfekcji a dziś pragnę odkrywać na nowo.

Komentarze


42017

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+2
@KFC
Nie przypominam sobie, żebym pozwoliła Ci z kuchni wyjść. Oj trzeba będzie łańcuch skrócić.
29-06-2013 21:03
de99ial
   
Ocena:
0
Powiem Wam wszystkim, że fajne z Was Stwory są :D Super, że jesteście :)
30-06-2013 18:20

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.