» Blog » Quentinowe dyskusje
02-03-2008 20:08

Quentinowe dyskusje

W działach: RPG, scenariusz, sentymentalnie | Odsłony: 6

Quentinowe dyskusje
Hmmm

Patrząc po ostatniej notce można by dojść do wniosku, że pisanie Quentinowego scenariusza to masochizm. Męczę się, nie daje mi to satysfakcji, piszę z obowiązku przez co muszę zmuszać się do spłodzenia kolejnych kilku linijek tekstu. To w dużym stopniu prawda, jeśli chodzi o sam proces spisywania pracy. Ale wymyślanie przygody to zupełnie co innego.

Na forum zasypuję kapitułę milionami durnych pytań o najróżniejsze pierdółki. Ludzie się dziwią, a ja tłumaczę, że jest mi to potrzebne bo pomaga mi się zmobilizować. I tak jest. Rozmowa o tworzonej pracy, zastanawianie się nad nią, dzielenie uwagami, wątpliwościami, obawami, mi osobiście pomaga. Niestety nie mogę bezpośrednio dyskutować o tworzonym scenariuszu z kapitułą. Nie mogę też dyskutować z innymi MG bo ci co ambitniejsi sami mają zamiar startować w konkursie, a wtedy nie chciałbym się zdradzić z moją tajną bronią, a ci słabsi rzadko kiedy chcą słuchać. Co więc pozostaje?

Odrobina dyskusji na forum oraz wciągające rozmowy z ukochaną, która co prawda na RPG nie zna się za bardzo, ale zawsze prosi bym jej opowiadał o najnowszych pomysłach, bo podobno robie to z prawdziwą pasją w głosie. Ale czy to wszystko? Czy tylko na tym mogę opierać swój twórczy potencjał? Tak jak mówię, nie jestem pustelnikiem, nie umiem zamknąć się na 3 miesiące samotnie w pokoju i po tym czasie dopiero wyjść z gotowym produktem. Muszę dyskutować... i ostatnio znalazłem nowe grono słuchaczy :)

Od jakiegoś czasu szukam po necie grafików do zilustrowania mojego tekstu. Wygląda to mniej więcej tak, że pytam o ewentualną chęć wsparcia mnie talentem plastycznym na potrzeby konkursu, zaś druga strona albo wyraża zainteresowanie albo nie (przy czym to drugie zazwyczaj objawia się brakiem odpowiedzi na maila). No dobra ale gdzie tu trik? Cały fenomen jaki powoli odkrywam, polega na tym, że w przypadku zainteresowania pada pytanie: "ale o co tak naprawdę chodzi?", a wtedy się zaczyna.

W ciągu ostatnich kilku dni przeprowadziłem kilka niezwykle inspirujących rozmów na temat mojego scenariusza i pomysłów z ludźmi absolutnie mi nieznanymi, którzy o RPG wiedzą tyle, że istnieje taki rodzaj gier w necie. Co najlepsze, ludzie ci, nie znający wcześniej RPG bardzo często wyrażają niezwykły entuzjazm gdy tłumaczę im wizję oraz możliwości jakie daje scenariusz. Zadają masę pytań odnośnie założeń RPG oraz samego scenariusza, przez co ja muszę się zastanawiać coraz bardziej nad wszystkimi szczegółami. Dzięki ich pytaniom zwracam uwagę, na rzeczy dla mnie oczywiste, rozwijam formę i motywuje się do jeszcze intensywniejszej pracy. Naprawdę mało co daje tak silnego kopa, jak długa rozmowa z obcym człowiekiem zafascynowanym możliwościami twojego scenariusza, dociekającym różnych drobiazgów. Coś niebywale inspirującego. Ponadto jako że rozmawiam z grafikami to myślą plastycznie, pytają jak poszczególne sceny mają wyglądać, proszą bym im je opisywał z różnymi drobiazgami przez co zmuszają mnie do wymyślania kolejnych elementów. Dzięki ostatniej takiej rozmowie zupełnie przebudowałem scenę finałową dodając do niej masę pikanterii i blasku.

Ponadto zaskakujący jest entuzjazm ludzi gdy prezentuje im przygodę. Ostatnio po przedstawieniu fabuły padło stwierdzenie: "to nie jest RPG! to jest znacznie głębsze! nawet nie wiedziałam że ludzie tak się bawią", co oczywiście odnosiło się do znikomej wiedzy danej osoby na temat "pepierkowych" RPG. Potem następuje tłumaczenie czemu RPG jest takie fajne, a ludzie przyjmują to bardzo pozytywnie. Co ciekawe, nigdy nie widziałem takich reakcji gdy tłumacze ludziom czym RPG jest w normalny sposób (porównywania do teatru, gier, spotkania towarzyskiego itp.). Innymi słowy poprzez zaprezentowanie scenariusza, chyba o wiele łatwiej wyjaśnić noobowi istotę RPG. Od razu na przykładzie wie w kogo wcielą się gracze, wie w czym będą brać udział, od razu może wyobrazić sobie, siebie w danej fabule, przez co silniej oddziałuje to na wyobraźnie. Przynajmniej tak by wynikało z kilku ostatnich przypadków jakie odkryłem, choć prawdopodobnie to za mała grupka by wysnuwać jakieś daleko idące wnioski.

Tak czy inaczej, tworzę w konsultacji z innymi, co piekielnie mi pomaga. Bo ogólnie proces tworzenia powinien być żywy i wydaje mi się, że im więcej osób dorzuci swoje uwagi i sugestie tym lepiej. Dlatego chciałem stworzyć projekt "Scenopisanie", gdzie autorzy mogliby tworzyć przygody grupowo, otwarci na dyskusje i uwagi osób postronnych. Projekt nie wypalił z braku odpowiedniej osoby ze strony technicznej ale idea wydaje się być słuszna. Po co tworzyć samemu wśród czterech ścian, jeśli można ze swoimi pomysłami wychodzić do ludzi i prosić ich o obiektywną ocenę. Mi to naprawdę pomaga.

Dodatkowym atutem takich rozmów jest samonakręcanie się. Powiedzmy, że w ciągu dnia poproszę 2 nowe osoby o pomoc to muszę 2 razy dziennie opowiadać idee scenariusza, gdzie za każdym razem coś zmienię, dorzucę i w ten sposób sam nieustannie myślę o przygodzie, chcę w niej dłubać, dopracowywać, zmieniać, ulepszać. Pisywałem scenariusze bez pytania innych o uwagi i zwykle zniechęcałem się po kilku pierwszych stronach. To nudne tak skrobać samemu...
0
Nikt jeszcze nie poleca tej notki.
Poleć innym tę notkę

Komentarze


Repek
    :)
Ocena:
0
Taka stara opowiastka.

Pod mostem zaklinowała się ciężarówka. Zlazło się mnóstwo speców, którzy próbowali ją wyciągnąć. Pchać, ciągnąć, rozebrać most lub pojazd. Żadna propozycja nie wydawała się dobra lub nie przynosiła skutku. Całemu wydarzeniu przyglądał się mały chłopiec, który w pewnym momencie powiedział:
- Może by tak spuścić powietrze z kół?

1. W głowie laika jest więcej możliwości.
2. Zawsze najfajniej wymyśla się z kimś. :) Gorzej, jak najfajniej wymyśla ci się z osobą, której chciałbyś prowadzić. :)

Pozdrówka
02-03-2008 20:26

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.